Maj i czerwiec w tym roku są jakieś wyjątkowo zajęte. Ale po szybkich przemyśleniach, że to póki co ostatnia okazja przed dłuższą przerwą na połażenie po górach, zdecydowaliśmy się na trzydniowy wypad na południe.
Karol Tatry uwielbia, a w zeszłym roku nie byliśmy. Ja mam uczucia bardzo ambiwalentne. Jest lekki sentyment. Chwilami ogromny zachwyt, ale częściej zniecierpliwienie i zdenerwowanie cenami, tłumami i całą turystyczną otoczką. Na szczęście dla mnie termin wybraliśmy idealny - przed wakacjami, między dwoma długimi weekendami, z lekko niepewną pogodą. Wyjechaliśmy z Warszawy w piątek o 3.00 (niestety samochodem, bo pociągi do Zakopanego wciąż/znów nie jeżdżą). Dzięki temu skorzystaliśmy w pełni z pięknej piątkowej pogody - weszliśmy na Giewont :) W sobotę straszyło burzami, a nasze zakwasy i zmęczenie kazały przystopować, więc odwiedziliśmy Dolinę Kościeliską i Termy Chochołowskie. Niedziela obudziła deszczem i burzami, więc tylko msza w Księżówce i w drogę powrotną - wcześnie, ale prawie bez korków na Zakopiance.
0 Komentarze
|
Ania, Karol, Łusia i AsiaDwoje dorosłych, których połączyła miłość do gór, rowerów i podróży. I takie dwa małe ludki, które ci dorośli postanowili zarażać pasją. Wpisy
Marzec 2018
Kategorie
Wszystkie
|